Pielgrzymka 2008 - Relacjo-świadectwo-cośtam
Kogut pieje, w powietrzu unosi sie zapach Wyrskich pól i gospodarstw, który okazał się naturalnym, pobudzającym dopalaczem dla zjeżdżających sie pielgrzymów, w sensie że śmierdziało i dlatego szliśmy szybko ;P
Naszą pielgrzymkę rozpoczęliśmy Mszą Świętą, co prawda brakło prądu ale my, śmiałkowie z Wyr daliśmy radę w głośnym i ochoczym śpiewaniu -- i naprawdę jesteśmy dzielni, bo pomimo fałszów zostaliśmy. I tak o to przeszliśmy do kolejnego punktu - sprawdzania obecności.
Na ambonie pojawił sie nasz Elvis, który wydał polecenie aby udać się po identyfikatory... Tym o to sposobem dokonaliśmy pierwszej lustracji wszystkich pielgrzymów... Elvisa lustrowaliśmy najdłużej… -- bo sie dobrze ustawił ;P Mamy śpiewniki, identyfikatory i biedaka od noszenia tuby. No to ruszamy:)
Nasze szeregi dopełniają osoby z zagranicy - z Mikołowa, z Pszczyny, z Rudy Śląskiej i in-nych miejscowości... Idąc więc chwalimy się cudnymi Wyrami:
- o tu jest krowa...
- a tu siano juz skoszone...
- a tu, o traktor...
- byli zachwyceni ;D
Idziemy i idziemy, i idziemy, i gdy tak szliśmy Krzysiek nie próżnował tylko zabrał się do werbowania ludzi w nasze szeregi... Niestety magiczne słowa "jesteśmy z Wyr, idziemy pieszo do Częstochowy, idzie pan z nami?"" nie dały żadnego rezultatu... To też Krzysiek zamknął sie w sobie. Na chwile;) Idziemy dalej... Przez pole, pod mostem takim fajnym co stukał... I tadaam - Kochłowice - nasz pierwszy postój:) Było wcześnie więc wszyscy mieliśmy jeszcze własne jedzenie, więc każdy zajął się swoją wałówką. Cóż... Moją wałówką na nieszczęście zajął się też Wąż, przez co szybko zniknęła ;p;) O 12.30 weszliśmy do kościoła (wtedy było już naprawdę gorąco) i nikomu nie chciało się z niego wychodzić bo... "Tam było tak przyjemnie chłodno…" Eee to znaczy... Nie chciało się wychodzić bo każdy się oczywiście modlił ;P ;)
Parę minut później byliśmy gotowi do wymarszu, jeszcze tylko Ruby zdążył się pokaleczyć zrywaniem kasztanów, które zostały doniesione do samej Częstochowy. Czemu? Aaaa... "No bo przecież kasztany są fajne" :] Ot co:]
W drodze oczywiście śpiewamy, ludzie zamykają okna... - swoją drogą bardzo dziwne zjawisko, w końcu było tak gorąco... ;) I dochodzimy do kolejnego postoju w Łagiewnikach, od tamtej pory Krzyś nie werbował już ludzi by szli z nami bo uświadomił sobie ze to kolejna osoba do niekończącej się kolejki pod prysznic...;p;) Ostatni odcinek drogi, do Piekar a już mamy widoczne ofiary dnia pierwszego. W związku z czym jedni najbardziej potrzebowali prysznica a inni higienistki... Łatwo dało się to zauważyć: grupa o marzeniach prysznicowych wysunęła się na początek, zaś nasi poszkodowani zdecydowanie wybrali tyły. Ta, jednak w świecie panuje równowaga ;)
PIEKARY -- tam legł mit o tym, że to kobiety długo się myją ;P Cała prawda wyszła na jaw drodzy panowie ;P;) Czyści i pachnący jedliśmy kiełbaski (były sponsorowane przez Pana Serafina z Gostyni za co bardzo serdecznie mu dziękujemy) -- tak porządnie nas nakarmiono byśmy nie mdleli na widok igieł przekłuwających nasze blazy ;D Potem to co wiewiórki lubią najbardziej: pogodny wieczór i modlitwa, po czym ksiądz Marcin bardzo się ubogacił… Zbierał pieniądze za pielgrzymkę rzecz jasna;) No i poszliśmy spać do swoich cieplutkich wygodnych łóż... znaczy śpiworów;) Tak minął poranek i noc dzień pierwszy;]
Rano gdy otworzyliśmy oczy, okazało się że to nie jest sen i naprawdę idziemy pieszo do Częstochowy. Niektórzy się wystraszyli, wiewiórki chciały uciec na drzewo, ale wtedy dotarł do nas Mazik i powiedział, że jest FANTASTYCZNIE (co nas przekonało aby zostać) i dodał coś jeszcze że fajnie momy w doma;] - ach kto go tam zrozumie;)
Mazik złapał za gitarę i już nie było wyjścia -- musieliśmy śpiewać i do tego machać rękami bo powszechnie znanym faktem jest że "kto nie macha ten z Górnika".... Dlatego wyłamali się tylko Wióra (a tak ją lubiłem - przp. red.) z księdzem. Ale liczymy, że mimo to będą z nich ludzie ;P ;) W drodze do Woźnik mieliśmy parę postojów, a z każdym przybywało nam ofiar. To też Pan Prezes miał towarzystwo w samochodzie. I tak oto powstałą grupa wsparcia pod jego kierownictwem :)
Niektórzy nie potrafili juz nawet stać na nogach a taki Klaudiusz z Krzysiem, i z Rubym to nawet mieli siłę by się gonić, czy charytatywnie ponieść poległych. Cóż pewnie zjedli duuużo kiełbasek;) W Woźnikach dołączył do nas szeregowy Adrian. Przyjęliśmy go serdecznie ponieważ był już okąpany ;P (chodziły głosy że jak to mężczyzna - kąpie się długo... więc przynajmniej nam nie podpadł ;D) Za nim coś zjedliśmy -- szybki prysznic. Naprawdę szybki bo nasza kaleka, Wiórka, która dojechała przed grupą pieszą, darła się do tuby byśmy się pospieszyli. A jak zaczęła śpiewać to… naprawę przyspieszyliśmy ;P Pogodny wieczór. Naszą ulubioną zabawą były.... Nie bójmy się tego powiedzieć -- PINGWINY! Tak to było to! Zero wysiłku umysłowego czyli coś dla nas. Najlepszym pingwinem był ksiądz. Nikt z nas nie potrafił się poruszać tak jak on jako pingwin. Po dobrej zabawie nadszedł czas na krótką modlitwę, apel i do łóżek. Rano Msza Święta i tradycyjnie kolejka, ale tym razem nie pod prysznic a po śniadanko. Czyja to wina, że wszyscy upodobaliśmy sobie jeden sklep skoro w koło ich pełno... my tak z dobrego serca chcieliśmy dać zarobić pani ;P, No i ruszamy na Częstochowę! UWAGA UWAGA WYRY IDA!
Chłopcy dali się do śpiewania, ale mimo to doszliśmy wszyscy, nikt się nie załamał, nie poddał...- pomimo tak licznych niedogodności ;P I już widzimy wieżę.. i już dochodzimy ostatnie .... GODZINY ;P
KTO PIELGRZYMUJE ? WYRY! KTO ? WYRY !! KTO ?? WYRY, WYRY, WYRY !!! - krzyczeliśmy u bram Jasnej góry
Jesteśmy, padamy na kolana. To jest radość!
-większa niż z kiełbasek
-większa niż z postoju
-większa niż z dobrego miejsca w kolejce pod prysznic!
RADOŚĆ!
Zabraliśmy bagaże, umyliśmy się. Potem apel przed obrazem Czarnej Madonny i następnie pogodny wieczór z Halembą.... i śpiewaliśmy tak: MIŁOSIERDZIE PADA I PADA I NA MNIE PADA JAK CIEPŁY WIOSENNY DESZCZ, MIŁOSIERDZIE PADA I PADA I NA MNIE TEZ AHA AHA AHA AHA,HEJ HO POZNALEM TWA LASKE, HEJ HO MIŁOSIERDZIA DAR HEJ HO BEDE TANCZYŁ NA WIEKI JUZ AHA AHA AHA AHA. Więc cóż zrobić? -- za rok tanecznym krokiem znów wyruszymy do Częstochowy: D
Następnego dnia dołączyli do nas pielgrzymi autobusem, od razu było ich poznać bo...nie kuleli ;P Odbyła się Masz Święta, następnie droga krzyżowa, koronka. I do domu. Do Wyr czy też za granice;)
Szczególne podziękowania za swój ogromny wkład pracy kierujemy do:
KONIEC
Autor: Wióra
- o tu jest krowa...
- a tu siano juz skoszone...
- a tu, o traktor...
- byli zachwyceni ;D
Idziemy i idziemy, i idziemy, i gdy tak szliśmy Krzysiek nie próżnował tylko zabrał się do werbowania ludzi w nasze szeregi... Niestety magiczne słowa "jesteśmy z Wyr, idziemy pieszo do Częstochowy, idzie pan z nami?"" nie dały żadnego rezultatu... To też Krzysiek zamknął sie w sobie. Na chwile;) Idziemy dalej... Przez pole, pod mostem takim fajnym co stukał... I tadaam - Kochłowice - nasz pierwszy postój:) Było wcześnie więc wszyscy mieliśmy jeszcze własne jedzenie, więc każdy zajął się swoją wałówką. Cóż... Moją wałówką na nieszczęście zajął się też Wąż, przez co szybko zniknęła ;p;) O 12.30 weszliśmy do kościoła (wtedy było już naprawdę gorąco) i nikomu nie chciało się z niego wychodzić bo... "Tam było tak przyjemnie chłodno…" Eee to znaczy... Nie chciało się wychodzić bo każdy się oczywiście modlił ;P ;)
Parę minut później byliśmy gotowi do wymarszu, jeszcze tylko Ruby zdążył się pokaleczyć zrywaniem kasztanów, które zostały doniesione do samej Częstochowy. Czemu? Aaaa... "No bo przecież kasztany są fajne" :] Ot co:]
W drodze oczywiście śpiewamy, ludzie zamykają okna... - swoją drogą bardzo dziwne zjawisko, w końcu było tak gorąco... ;) I dochodzimy do kolejnego postoju w Łagiewnikach, od tamtej pory Krzyś nie werbował już ludzi by szli z nami bo uświadomił sobie ze to kolejna osoba do niekończącej się kolejki pod prysznic...;p;) Ostatni odcinek drogi, do Piekar a już mamy widoczne ofiary dnia pierwszego. W związku z czym jedni najbardziej potrzebowali prysznica a inni higienistki... Łatwo dało się to zauważyć: grupa o marzeniach prysznicowych wysunęła się na początek, zaś nasi poszkodowani zdecydowanie wybrali tyły. Ta, jednak w świecie panuje równowaga ;)
PIEKARY -- tam legł mit o tym, że to kobiety długo się myją ;P Cała prawda wyszła na jaw drodzy panowie ;P;) Czyści i pachnący jedliśmy kiełbaski (były sponsorowane przez Pana Serafina z Gostyni za co bardzo serdecznie mu dziękujemy) -- tak porządnie nas nakarmiono byśmy nie mdleli na widok igieł przekłuwających nasze blazy ;D Potem to co wiewiórki lubią najbardziej: pogodny wieczór i modlitwa, po czym ksiądz Marcin bardzo się ubogacił… Zbierał pieniądze za pielgrzymkę rzecz jasna;) No i poszliśmy spać do swoich cieplutkich wygodnych łóż... znaczy śpiworów;) Tak minął poranek i noc dzień pierwszy;]
Rano gdy otworzyliśmy oczy, okazało się że to nie jest sen i naprawdę idziemy pieszo do Częstochowy. Niektórzy się wystraszyli, wiewiórki chciały uciec na drzewo, ale wtedy dotarł do nas Mazik i powiedział, że jest FANTASTYCZNIE (co nas przekonało aby zostać) i dodał coś jeszcze że fajnie momy w doma;] - ach kto go tam zrozumie;)
Mazik złapał za gitarę i już nie było wyjścia -- musieliśmy śpiewać i do tego machać rękami bo powszechnie znanym faktem jest że "kto nie macha ten z Górnika".... Dlatego wyłamali się tylko Wióra (a tak ją lubiłem - przp. red.) z księdzem. Ale liczymy, że mimo to będą z nich ludzie ;P ;) W drodze do Woźnik mieliśmy parę postojów, a z każdym przybywało nam ofiar. To też Pan Prezes miał towarzystwo w samochodzie. I tak oto powstałą grupa wsparcia pod jego kierownictwem :)
Niektórzy nie potrafili juz nawet stać na nogach a taki Klaudiusz z Krzysiem, i z Rubym to nawet mieli siłę by się gonić, czy charytatywnie ponieść poległych. Cóż pewnie zjedli duuużo kiełbasek;) W Woźnikach dołączył do nas szeregowy Adrian. Przyjęliśmy go serdecznie ponieważ był już okąpany ;P (chodziły głosy że jak to mężczyzna - kąpie się długo... więc przynajmniej nam nie podpadł ;D) Za nim coś zjedliśmy -- szybki prysznic. Naprawdę szybki bo nasza kaleka, Wiórka, która dojechała przed grupą pieszą, darła się do tuby byśmy się pospieszyli. A jak zaczęła śpiewać to… naprawę przyspieszyliśmy ;P Pogodny wieczór. Naszą ulubioną zabawą były.... Nie bójmy się tego powiedzieć -- PINGWINY! Tak to było to! Zero wysiłku umysłowego czyli coś dla nas. Najlepszym pingwinem był ksiądz. Nikt z nas nie potrafił się poruszać tak jak on jako pingwin. Po dobrej zabawie nadszedł czas na krótką modlitwę, apel i do łóżek. Rano Msza Święta i tradycyjnie kolejka, ale tym razem nie pod prysznic a po śniadanko. Czyja to wina, że wszyscy upodobaliśmy sobie jeden sklep skoro w koło ich pełno... my tak z dobrego serca chcieliśmy dać zarobić pani ;P, No i ruszamy na Częstochowę! UWAGA UWAGA WYRY IDA!
Chłopcy dali się do śpiewania, ale mimo to doszliśmy wszyscy, nikt się nie załamał, nie poddał...- pomimo tak licznych niedogodności ;P I już widzimy wieżę.. i już dochodzimy ostatnie .... GODZINY ;P
KTO PIELGRZYMUJE ? WYRY! KTO ? WYRY !! KTO ?? WYRY, WYRY, WYRY !!! - krzyczeliśmy u bram Jasnej góry
Jesteśmy, padamy na kolana. To jest radość!
-większa niż z kiełbasek
-większa niż z postoju
-większa niż z dobrego miejsca w kolejce pod prysznic!
RADOŚĆ!
Zabraliśmy bagaże, umyliśmy się. Potem apel przed obrazem Czarnej Madonny i następnie pogodny wieczór z Halembą.... i śpiewaliśmy tak: MIŁOSIERDZIE PADA I PADA I NA MNIE PADA JAK CIEPŁY WIOSENNY DESZCZ, MIŁOSIERDZIE PADA I PADA I NA MNIE TEZ AHA AHA AHA AHA,HEJ HO POZNALEM TWA LASKE, HEJ HO MIŁOSIERDZIA DAR HEJ HO BEDE TANCZYŁ NA WIEKI JUZ AHA AHA AHA AHA. Więc cóż zrobić? -- za rok tanecznym krokiem znów wyruszymy do Częstochowy: D
Następnego dnia dołączyli do nas pielgrzymi autobusem, od razu było ich poznać bo...nie kuleli ;P Odbyła się Masz Święta, następnie droga krzyżowa, koronka. I do domu. Do Wyr czy też za granice;)
Szczególne podziękowania za swój ogromny wkład pracy kierujemy do:
- Pana Boga, bez którego nic by się nie odbyło, bo to on jest, był i będzie źródłem i celem naszego pielgrzymowania i to jemu przez jego Matke niech będzie w tym naszym trudzie cześć i chwała.
- fankowych - Adama, Krzysia, Damiana i Klaudiusza - za bezpieczne dostarczenie nas na Jasną Górę
- muzycznych - Ani Ani i Adama (Mazika) za zagrzewanie nas do śpiewu i dopingowaniu nas w drodze
- tubiarzy - za wytrwałość w noszeniu i dbanie o właściwe nagłośnienie
- służb medycznych - Pani Ani i Zdzisi - za każde ulżenie w bólu, za cierpliwość, za troskliwość podczas wykonywania swojej służby
- pielgrzymów noszących krzyż - za to, że dawali nam odpowiednie tempo i przypominali nam, że każdy z nas niesie krzyż swojej codzienności
- pielgrzymów uczestniczących w pieszej pielgrzymce - za odwagę i dawanie żywego świadectwa wiary podczas drogi
- pielgrzymów "autokarowych i samochodowych" - za to, że włączyli się w dzieło wspólnej modlitwy i wspierali nas modlitewnie podczas całego czasu trwania pielgrzymki
- Pana Krzysztofa, Prezesa i reszty świata - za to, że dbali o nasze bagaże i żołądki, oraz za pomoc w trudnych chwilach
- Ks. Marcina - za wszelką pomoc duchową, za każdą spowiedź, wsparcie, modlitwę, dobre słowo, za to, że dbał o to, aby nikomu nic się nie stało i czuwał nad wszystkim:) Za każdą Mszę i każde kazanie, za wszelką dobroć, którą otrzymaliśmy od księdza
- Sponsorom - Panu Serafinowi z Gostyni, za wuszty i Pani Targiel, za sprzęt medyczny, który zatował nam życie :)
- Osób, które w jakikolwiek sposób przyczynili się do zorganizowania tej pielgrzymki i modlili się o jej prawidłowy przebieg
KONIEC
Autor: Wióra